Mama Staśka zawsze latem zżymała się patrząc, jak syn się ubiera.
- Gdzie leziesz na bosaka, nogi upaskudzisz, skarpetki ubrudzisz!
- A bo ty, matka, to zawsze mi każesz w białych skarpetach popylać, jakbym to ja jakieś panisko był - raz za razem mruczał pod nosem Stachu.
- Zapamiętaj sobie synu - nie po raz pierwszy i nie ostatni wypowiadała swoją kwestię stara Kapciakowa - że jak Ci się wypadek jakiś przytrafi (tfu, tfu, odpukać), to żebyś mi zawsze miał na sobie czyste majtki i śnieżnobiałe skarpety!
Kapciakowa, wychowana w jednoizbowym domu, w którym porządek i czystość były słowami abstrakcyjnymi, bo w polu trzeba było harować i obrządek w gospodarstwie wymagał poświęcenia, nauczyła się, że są pewne zasady, których przestrzegać trzeba zawsze i wszędzie. Nie wybierała sobie życia, nawet męża dostała z przydziału z tej samej wsi, ale przez lata nie rozpieszczającego ją życia utwierdziła się w przekonaniu, że skoro jak cię widzą, tak cię piszą, a nie zawsze możesz sprawić, żeby całokształt życia pokazywał wnętrze człowieka, postawiła na skarpetki jako substytut dobrych manier i ekwiwalent dbałości o detale.
Kapciakowa to prosta kobieta. Nie głupia i nie prostaczka, ale ograniczona do wąskiego świata codziennych obowiązków. Cóż, że gospodarka rozparcelowana pomiędzy dorosłe dzieci, a ona w teraz w czyściutkim bloku z syneczkiem została, nauka nie poszła w las i świadomość oceny człowieka przez pryzmat wyglądu mocno się w niej zakorzeniły. Kapciakowa była swoistym filozofem we własnym grajdołku, dociekała tego, jak myślą i co widzą ludzie z innych środowisk, z którymi nieczęsto przecież miała do czynienia, co najwyżej w szpitalu, kiedy męża po wylewie odwiedzała oraz później w urzędach i w sądzie, gdzie sprawy spadkowe uregulować była zmuszona. Już za młodu posiadła wiedzę, że wygląd nie jest tożsamy z osobowością i wartością człowieka, lecz zrozumiała dopiero po latach, że ludzie lubią wyrabiać sobie opinię ograniczając się do własnych problemów.
Dlaczego tak trudno jest postawić się w sytuacji innej osoby, dostrzec odmienny punkt widzenia, a przede wszystkim, czemu ludzie zamykają się na doświadczenia innych?
Różnimy się jako jednostki, ale jesteśmy niesamowicie podobni jako istoty - nomen omen - rozumne, tylko nie chcemy tego zauważyć. Albo może nawet nie brakuje nam chęci, bo obraz jest obecnie najpowszechniejszym medium trafiającym do masowego odbiorcy, nie potrafimy jednak ze sobą rozmawiać. Argumentacja i żywa dyskusja umarły wraz z komunizmem, a my, Polacy, wdrożeni w konsumpcyjny mechanizm rynkowy, nie potrafimy tego odbudować. Najgorsze jest to, że utożsamiamy moralność (czy też jej brak) z odmiennymi poglądami. Kiedy ktoś nie wyznaje podobnych zasad, ma przeciwstawne zdanie w konkretnej kwestii, rozciągamy konflikt mentalny na całą osobę. Uznajemy oponenta za niemoralną jednostkę, skoro stoi po przeciwnej stronie barykady. Brakuje nam wiedzy, nie znamy powodów i toku myślenia, ale globalnie pojmujemy problem jako życiową postawę i z góry uprzedzamy się. Zamiast odnieść się do danej kwestii, skreślamy całą postać.
Nic dziwnego.
Trenerzy biznesu uczą nas, jak wygrywać spory, lawirować pomiędzy prawdą i bezprawiem, faktami i zafałszowaną rzeczywistością dla osiągnięcia konkretnego efektu, najczęściej finansowego. Umacniają tym samym nasz wizerunek w oczach tych, którzy nie posiedli wiedzy marketingowej, pomagają najkrótszą drogą sięgnąć po władzę i splendor. Zachłanni poklasku i uznania, przenoszą to do prywatnego życia i tworzą wokół siebie sztucznie nadmuchaną szklaną kulę, wydaje im się, że odnoszą bieżące, trwałe zwycięstwa. Zamykają się na szersze perspektywy i stająy więźniami nie do końca własnych poglądów. Brakuje im rzeczywistej informacji na temat tego, co myśli druga strona, pomijają warunki, które skłoniły oponenta do obrania takiego, a nie innego stanowiska. Oceniają według własnej ciasnoty umysłowej.
Utwierdzają nas w tym politycy, którzy w Polsce funkcjonują na zasadzie divide et empera od wieków nie poddanej ewolucji, czyli dziel i rządź. Prymitywnie, ale skutecznie odpierają ataki opozycji na zasadzie zwalczania, a nie dialogu. Nie można tego tłumaczyć uwarunkowaniami historycznymi, bo już dawno pozbyliśmy się kajdanów okupanta/zaborcy. Mamy dostęp do wiedzy, ale nie chcemy z niej skorzystać. Bo tak łatwiej, wygodniej oraz szybciej osiągnąć zamierzony skutek. Droga na skróty.
Nie szanujemy się wzajemnie i tego uczymy najmłodsze pokolenie. Już wśród dzieci w klasie mojej córki zauważam mocny wpływ ograniczonych do czubka własnego nosa rodziców, a przecież to dopiero siedmiolatki, które powinny się bawić, a nie ścierać na polu minowym wyniesionych z domu kompleksów i niedomówień. Skoro tak jest teraz, jak to będzie wyglądało za lat kilka, kilkanaście? Jaki świat fundujemy własnemu potomstwu? Mija się z celem dbanie o wykształcenie dziecka, jeśli równolegle ogranicza mu się światopogląd, tolerancję i wspiera dyskryminację.
Tak łatwo jest określić człowieka po kilku zdaniach i białych skarpetkach...
***
Tekst powstał na kanwie ostatnich wydarzeń firmowych, w których coraz silniej uaktywnia się brak szacunku, jakiejkolwiek chęci zrozumienia i współpracy, bladego pojęcia o szerokim spektrum działalności zawodowej. Zero kultury. Zero wyobraźni. Zero poszanowania dla pracy tych, którzy walczą z systemem, przestarzałymi metodami działania, biorą na barki o wiele więcej, niż ten na najniższym szczeblu jest sobie w stanie wyobrazić.
Zdecydowanie tekst daje do myślenia. Widząc tytuł zastanawiałam się o jakich to głupotach ludzie piszą na swoich blogach, okazało się jednak, po wgłębieniu się w Twoje przemyślenia, że to wartościowy wpis :) To prawda, że ludziom w dzisiejszych czasach dużo łatwiej jest oceniać, gdyż to nie wymaga myślenia. Ale! Okazuje się, że ja jestem taką Kapciakową. Zawsze mam czyste skarpety, majtki i ogolone nogi, w razie gdyby coś się stało i musiałabym wylądować w szpitalu
OdpowiedzUsuńA u mnie właśnie z tymi nogami jakoś tak nie wychodzi i męczy mnie to strasznie, że w razie czego, to ja mam nie ogolone nogi. Straszna ze mnie Kapciakowa - po babci, która mi takie mądrości prawiła!
UsuńHahhahhahahahaha!!! Miałam tak samo, weszłam na bloga bo zastanowił mnie tytuł i aż się bałam, co w tym poście znajdę (w końcu nie o takich głupotach ludzie piszą w necie). A tu proszę, jedna z lepszych rzeczy jakie ostatnio czytałam na blogach :)
UsuńAga - jednoznaczność wrogiem jakości :) A nie lepiej mieć ogolone nogi dla siebie po prostu?
UsuńAnna Janda - to gól, kochana, gól regularnie, bo nerwów szkoda.
Blue Cashmere - dziękować. Tytuł nie miał wywołać kontrowersji, ot, takie moje skojarzenie
jezuuuu , przypomniało mi się dzieciństwo i to jak moja babcia mówiła o tych skarpetach i majtkach- serio tak mówiła! Doskonały tekst - dający do myślenia a wręcz to nakazujący. Nie raz i nie dwa spotkałam się z sytuacja , kiedy to ocenia się ludzi albo po ich wyglądzie albo po jednorazowej sytuacji , na którą oni sami nie mieli wpływu. Ciasnota umysłu - piszesz, a mnie się wydaje, że to zwykła ludzka zawiść i zazdrość
OdpowiedzUsuńskąd się bierze zawiść i zazdrość? z głupoty. im niższe stopnie społecznej drabiny, tym jej więcej.
UsuńJa mam wrażenie ,że ludziom nie chce się , bo nie mają czasu , bo patrzą tylko na siebie i czubek swojego nosa, bo... Bo łatwiej jest oceniać niż popatrzeć na problem/sytuacje z drugiej strony . Bo to już trzeba przystanąć wykazać się dobrą wolą i chcieć . Perspektywa ,spojrzenie zmienia się od punktu siedzenia. Dlatego mało jest prawdopodobne że pracownik zrozumie szefa i jego problemy - i na odwrót . Tu potrzebny byłby szacunek ,a z tym różnie jest..
OdpowiedzUsuńbo mama z tatem nie naucyli, ze cłowieka ceba sanowac, hej
UsuńDaje do myslenia. Niestety teraz ludzie dziwnie dzieci wychowują, boję się co to bedzie za za 10 lat.
OdpowiedzUsuńtak samo, tylko gorzej ;)
Usuńjak zawsze super tekst :) więc w przeciwieństwie do poprzedniczek, od razu wiedziałam, że tu skarb literacki z przesłaniem - znajdę :)
OdpowiedzUsuńjak byłam mała, moja mama zawsze mi mówiła, że nawet Pani Sprzątczka może być inteligentną i wartościową kobietą i należy jej mówić "dzień dobry" , poza tym to oznacza szacunek ...
a czasy mamy strrrrrrrAAAsznie dziwne.
Ja ostatnio nie miewam czasu dla tych, którzy nie mają czasu, nie mówię dzień dobry tym którzy nie odpowiadają ( kilka razy daje im szansę ), a i ... zastanawiam się czy wyrażanie własnej opinii ma jeszcze jakiś sens, bo co " się wyrażę" to jestem uznana za dziwaka ( ta to dziwna jest -dzieci nie ma !) i siedzi w domu ... ( bo "w firmie " nie pracuję i szczęśliwa jestem !!! - choć kiedyś w korpo pracowałam więc mam opinię na ten temat co to za twór ...) a o szkołach i dzieciach mam takie pojęcie: z dwóch źródeł bo i koleżanki nauczycielki obiektywne co trzeba zaznaczyć posiadam i koleżanki - matki- cały wachlarz się przewija , od posranych ( naprawdę BARDZO przepraszam za wyrażenie! ) po mądre i wręcz nazbyt surowe, jak na dzisiejsze czasy ... i faktycznie strach mnie ogarnia co to za społeczeństwo się wykluwa ... brrrr !
na szczęście... NIE JEST TAK TRAGICZNIE !!! ufff!! tak mi się trafia, że odwiedzają mnie wspaniali ludzie, bo prowadzę sobie mały domek w górach i ... jestem w ciężkim szoku, jak można poznać człowieka po tym jak wypoczywa :) i że jest jeszcze parę fajnych ludzi na tym DZIWNYM świecie...
izuś, u mnie sobie możesz używać i nie przepraszać za słownictwo, wiesz przecież. tylko nie wiem, ile cukru jeszcze zniosę, bo cukier zabija, a ty mi tu słodzisz non stop :)
Usuńja też nie mówię dzień dobry, jeśli to nie ma sensu, ani nie tłumaczę, jeśli oponent nie kuma czaczy. bo i po co? nie wysilasz się -> nie spotykasz ze ścianą -> nie denerwujesz brakiem odzewu -> żyjesz przyjemniej
jest różnie, może u ciebie tragedii nie widać, u mnie za to nie jest najlepiej. ale do mnie nikt na dobrowolny wypoczynek nie przyjeżdża, raczej na przymusowy i jeszcze każą mu zapłacić za niewygody
nie słodzę, ale zauważam że są ludzie którzy piszą z sensem :) bo TY PISZESZ !
UsuńPS a ja właśnie nie potrafię wyzbyć się tłumaczeń... zawsze wydaje mi się że to ułatwia życie- wyjaśnienie! a przecież ludzie wiedzą SWOJE i kropka.
Problem jest dość złożony. Z jednej strony ludzie stale przejmują się tym, co pomyślą o nich inni, a z drugiej - mają to gdzieś. Tak długo jak ktoś nie wyrazi aprobaty lub zachwytu to nie chcą wchodzić z nikim w interakcję. Doszło do tego, że ludzie faktycznie wolą płacić jakiemuś coachowi, zamiast po prostu usiąść z drugim człowiekiem i go poznać, bez uprzedzeń i oczekiwań.
OdpowiedzUsuńW końcu ktoś, kto pisze z sensem :)
OdpowiedzUsuńTyleś tu tego bzu przepięknego nawtykała, że się skoncentrować nie mogę. A może nie chcę zwyczajnie? Bo temat oceniania innych po wyglądzie jedynie wałkuję od półtora roku. I się jakaś radykalna w tej kwestii zrobiłam, i krytykuję te wyglądy jedyne na czym świat stoi, co zakłamaniem jest, bo sama ponoć wyglądam dobrze jak nigdy dotąd. Popieprzyło mi się to wszystko, muszę dojść do siebie.
OdpowiedzUsuńSytuacji w pracy nie zazdroszczę: miałam taką jeszcze dwa lata temu. Szczęściem się dyrektor zmienił.
Staram się nie oceniać, ale przyznasz sama, że zaniedbany człek zaufania nie budzi....
OdpowiedzUsuń