lubię żyć w osobistym chaosie, jestem chodzącym spontanem, ale - jak wiadomo - arcypoważna rola kobiety rodzinnej wymaga arcypoważnych przedsięwzięć, najlepiej nie wymagających wielkiego wysiłku. dobrze jest mieć, jak ja, męża pod linijkę w sprawach organizacji codzienności. arcypoważnego.
a teraz zejdźmy na ziemię, pozostawmy politykom patetyczny ton i rzućmy mięsem jak przystało na średnią klasę średnią.
czasem mam pierdolnik w głowie, ale życie jakoś się samo układa. samo, czyli za sprawą nie-do-końca-cierpliwej natury małżona. i nie-do-końca-ufającej małżonowi żonie, bo jak się ma coś zesrać, to zapewne dlatego, że komunikat z ust faceta demolującego toaletę na piętrze przeleciał koło uszu zamyślonej w kuchni lucy, zahaczył o psie posłanie w hallu i nie napotkawszy podatnego gruntu, ulotnił się niezauważony.
matka upatrzyła sobie w tym kombo-pozytywny efekt końcowy, ale o tym publicznie już nie wypada. w każdym razie prawie wszystkie założenia zostały spełnione, a niezamierzone działanie dydaktyczne zniwelowało minimalne braki w spodziewanych korzyściach.
po burzliwych naradach, ufloganiu pokoju młodego w plakatówce i darach natury suma summarum otrzymaliśmy coś na kształt jeża. dodam jeszcze, że zdobycie styropianowego jajka w sam środek październikowej niedzieli możliwe jest tylko w składziku babci bożenki. możecie się domyślać, jak ów jeż-jeżozwierz wygląda w końcowym entourage, zobrazować go niestety nie mogę, dostałam zakaz do czasu rozstrzygnięcia konkursu. przewiduję, że nastąpi to równolegle z autodestrukcją głównego bohatera, ostaną się może tylko wydziergane przez matkę dwie dyńki, które jako udział własny w pracy zbiorowej wcisnęłam pomiędzy mech i szyszki.
na koniec refleksja - gdzie leży granica nadgorliwości?
mąż zadzwonił rano obwieszczając, że jak zwykle spóźnieni wpadli do klasy, gdzie rzuciło mu się w oczy kilka marnych (uroczych, aczkolwiek nie wymagających wielkiego wysiłku) ludzików. pięciolatki nie są jeszcze zbyt bystre w kreowaniu wyimaginowanych interpretacji tematów konkursowych, jednak całe zadanie miało polegać na wspólnej pracy rodziców i dziecka.
w takich sytuacjach, kiedy młoda odstaje od grupy, mam ochotę palnąć się sztachetką w czółko i nie wysuwać przed szereg, ale z drugiej strony nie chciałabym, żeby córka zawsze ginęła w tłumie, nie potrafiła sprowokować się do wysiłku. zawsze miałam problem z tym, kiedy warto płynąć na fali, a kiedy lepiej iść pod prąd...
EDIT:
Prace świetne. Stop. Mąż jest ślepy. Stop. Matka się nie wygłupiła. Stop. Matka odwaliła kaszankę. Stop. Należało zrobić więcej. Stop. Metrowego człowieka z lasu. Stop. Obrazek z miliona liści klonu wydziurkowanych z liści kasztanowca. Stop. Pannę młodą z pora. Stop. Pana młodego z wielkiej szychy. Stop. Idę zalać robaka. Stop. Żenła. Stop. Zdjęcie jeża jutro na instagramie. Stop. Matka pośmiewiskiem wtorku. Stop.
Czekam na zdjęcia efektu końcowego. Miałam się właśnie pytać, gdzie kupiliście jajko styropianowe o tej porze roku i na spontanie informacyjnym :D
OdpowiedzUsuńCo do wychodzenia przed szereg, w dzisiejszych czasach trzeba być troszkę egoistą i nie patrzeć na innych, tylko dlatego, że ktoś inny nie chciał, nie umiał, podszedł do zadania po macoszemu etc.. Uważam, że takie dawanie z siebie tyle ile można i jest się w stanie zrobić, od samego początku, zaplusuje na przyszłość.
ale czy przypadkiem to pojęcie wymaganego egoizmu nie jest czasem mocno nadużywane, uogólniane, rozszerzane na dziedziny, w których jest wręcz niepożądane? mała ma skłonność do bycia pierwszą i najlepszą, w tej chwili już nie za zasługi, tylko dzięki dobrej pamięci i swobodnym kontaktom z otoczeniem, zaczyna jej się wydawać, że to łatwe, przychodzi samo i że zawsze powinna stać na piedestale, muszę więc hamować ją także od strony rozwojowej (i znów egoizm nam się wkradł)
Usuńno tak, zgadzam się.
UsuńMyślisz, że to się samo nie unormuje z czasem ? Z jednej strony to dobrze, ale z drugiej.... no właśnie. zawsze te dwie strony medalu...
nic się samo nie dzieje. czasem ciągnie w stronę nadgorliwości, ale zauważam też skłonności do mega lenistwa, jeśli coś nie leży w zakresie jej zainteresowań. szkoła nie leży. ciekawe, co się z tego wykluje...
UsuńJa też czekam na efekt końcowy. I mnie osobiście tego typu "nadgorliwość" bardzo się podoba. Kto jak nie ty pokaże dziecku, że można lepiej, ładniej, ciekawiej... Że trzeba się starać i warto, bo to daje satysfakcję, a czymże jest życie bez satysfakcji?
OdpowiedzUsuńMała chodzi do zerówki czy może posłałaś ja już do pierwszej? Bo albo nie wiem, albo mi umknęło ;-)).
zdjęcie (w kiepskiej jakości) jest, czekam tylko na autoryzację :)
Usuńgdyby nie blogosfera i kontakt z twórczymi ludźmi, którym się chce, ot tak, bez afirmacji, myślałabym, że jestem świrem, że za dużo wymagam. na szczęście jest miejsce, w którym bez problemu tłumaczę sobie soje skłonności pseudoartystyczne
mała dopiero w zerówce
Warto przed szereg. I pod prąd. Zawsze. O zgrozo, zapomniałam już, że mech może być taki ładny... Pozdrawiam!!!!!
OdpowiedzUsuńa ja mam wątpliwości. mała ma delikatnie narcystyczne skłonności, wolałabym je trzymać w ryzach, choć broń boże nie ograniczać
UsuńJa wyczytałam głównie, że 1) mieliście kreatywną i rodzinną niedzielę 2) u babci jest ciekawy schowek 3) lubicie razem robić fajne rzeczy, nawet a może szczególnie na spontana. To się liczy, a nie miernota innych. I z tego nas kiedyś dzieciaki będą rozliczać ;) Tak to widzę. Być może zdarzy się i Wam, ze info dotrze tak późno i wystarczy czasu tylko na prowizorkę, wtedy będziecie na fali : )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
Ja wyczytałam głównie, że 1) mieliście kreatywną i rodzinną niedzielę 2) u babci jest ciekawy schowek 3) lubicie razem robić fajne rzeczy, nawet a może szczególnie na spontana. To się liczy, a nie miernota innych. I z tego nas kiedyś dzieciaki będą rozliczać ;) Tak to widzę. Być może zdarzy się i Wam, ze info dotrze tak późno i wystarczy czasu tylko na prowizorkę, wtedy będziecie na fali : )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
trudno mówić o miernocie w szeregach pięciolatków, ale prorokując długoterminowo pewnie masz rację :)
Usuńna fali, zdaje się, możemy bywać często aż do końca roku...
buziole, moni
Chyba rozumiem o co chodzi Tobie w sprawie narcyzmu latorośli , mój starszy też ma takie zapędy.Uczymy go przegrywania ...ciężka nauka ,wiele tłumaczeń ,rozmów.
OdpowiedzUsuńAle jeżeli chodzi o sprawy twórcze to zawsze pod prąd :) i tak aby być zadowolonym z efektu :)
Też czekam na zdjęcie całości :)
no właśnie, żeby żaden wredny patafian nam z dzieciaków nie wyrósł w dorosłości, trzeba dbać o to już w dzieciństwie. o tyle, o ile.
Usuńzdjęcie zawiśnie na profilu instagramowym, wytłumaczyłam dziecku, że to nic wielkiego i że zamiast słodyczy wygranej w konkursie miała słodycz całego dnia atrakcji rodem z domku na prerii ;)
zazdraszczam takiej niedzieli. Moich chłopaków już na takie wyprawy nie namówię. Pokaż jeża!
OdpowiedzUsuńco wy z tym jeżem? pięciolatki nie tworzą z faktorem wow
Usuńps. moje gluty trzeba czymś przekupić, też nie ma lekko
Mój jeż na pewno byłby gorszy, gdyż nie byłby jeżem. Kiedy już manualnie się uzewnętrznię, dla oglądającego jest to zdecydowanie ćwiczenie na wyobraźnię.
OdpowiedzUsuńP.S. Może skromność jednak wygra? Czasem jej się udaje.
Oby tylko moje dziecko nie wygrało, nie wszystkie konkursy są po to, żeby się puszyć.
UsuńKocham takie wariatki jak Ty ( to komplement ). Mój 11-letni syn też lubi być pierwszy i często mu się to udaje, ale przy graniu w piłkę okazało się, że niekiedy inni więcej goli strzelają. Życie samo znajdzie rozwiązanie, więc się wszystko ułoży. Nie martw się, lepiej, jeśli chcą więcej niż nie przejawiają ochoty. U moich córek ( 14, 15 lat - rozwinięcie fizyczno-psychiczne ze wskazaniem na 18 ) ochoty i ambicji coraz mniej, a były kiedyś bardzo we wszystko zaangażowane. Muszę przeczekać kolejną falę. Bardzo lubię do Ciebie zaglądać i czekam na kolejne rodzinne akcje. Buziaki - Beata
OdpowiedzUsuńmartwię się głównie tym, że mała jest jednak córką swojej matki, a matka całe życie jeździ na emocjonalnym rollercoasterze
Usuńdziękuję za komplement, ale zapewniam, że czasem uda mi się ciebie rozczarować