niedziela, 30 listopada 2014

a imię męża twego to



popiołem bym sama sobie głowę posypała, ale to nie te święta. jeszcze chyba nigdy nie miałam takiego długiego rozstania z komputerem i aparatem, nie mówiąc o łączności z blogową bracią. 
czy upływ czasu idzie za pan brat z wydłużoną realizacją podstawowych czynności?
lewą rękę mam na pulsie grafiku pracy, prawą próbuję dosięgnąć szydełka, lewa noga przytrzymuje kalendarz z coraz gęściej zabazgranymi kartami rozkładu dnia, a patrząc na prawą, wytrzeszczam oczy w poszukiwaniu wolnego kwadransa na epilację. na dodatek w zębach trzymam siatkę z zakupami.
i już sama nie wiem, czy dobrze robię, że wolne trzy godziny w środku tygodnia przeznaczam na plotki i zakupy z koleżanką. 

nigdy nie umiałam być egoistką mimo, że szorstkość wypowiedzi mogła wprowadzać w błąd. dzisiaj uczę się wysyłać dzieci do swoich pokoi, a znajomym odmawiać, żeby zyskać chwilę dla siebie. zrezygnowałam nawet z poczynienia kilku prezentów gwiazdkowych na rzecz czegokolwiek, co nie jest związane z działalnością dla innych. no bo sorry, ileż można dawać czasu wyrywanego ze snu, zabawy z dzieckiem, spokojnej porannej kawy i wizyty w siłowni? może nie powinnam wspominać, ale w tak zapętlonej czasoprzestrzeni żeby podołać wszystkiemu, muszę często rezygnować z ciepłego obiadu, kąpieli i przyzwyczajać się do codzienności z bólem stawu. 
popukacie się w głowę wy, którzy celebrujecie zwyczajne, drobne przyjemności i owszem, odrobinę racji mieć będziecie. bo to przecież gro mojej winy, że chcę próbować wielu rzeczy, doświadczać różnych stanów, podtrzymywać znajomości w sobie właściwy sposób, choć przy aktualnym trybie życia muszę się przy tym mocno nagimnastykować.
po co w takim razie to smęcenie?
otóż.... przykro patrzeć, jak ludzie gnuśnieją.
praca-dom, dom-praca, wszyscy tacy zaganiani, a przecież przez nie zasłonięte okna doskonale widać, że babcia podaje obiad, małolaty nie odrywają wzroku od komputera, a rodzice dłubią w nosie narzekając, że sezon w tvn się kończy i cóż oni teraz poczną.
rok w rok mam nadzieję, że dawne znajomości, pewne zażyłości nie zmienią się w lepką breję wysyłanych pocztą najbanalniejszych kartek okolicznościowych. zastanówcie się czy z każdym kolejnym świętem nie idziecie na łatwiznę wymawiając się sami przed sobą wzmożonym tempem życia, wysyłając życzenia urodzinowe sms-em, prezenty gwiazdkowe kupując hurtem w jednym sklepie online, zapominając o potrzebach najbliższych i przesłaniu, jakie każda z okazji za sobą niesie.
nie lubię, kiedy ludzie, szczególnie w jakiś sposób mi bliscy, poddają się fali bezosobowego marazmu, nie widzą sensu w podtrzymywaniu tradycji i wartości. nie lubię, kiedy narzekają na brak czasu, jeśli problem tkwi w braku chęci. nie lubię, kiedy odpowiedzialność zrzucają na innych. 
nie lubię mieć takich osób w swoim otoczeniu.
zrobić coś bezinteresownie, lub/i z dbałością o drugiego człowieka to obecnie rzadkość nad rzadkościami. 
dziwne...














2 komentarze :

  1. "Nie mam czasu" to najprostsza wymówka. Sama jej czasem używam, szczególnie jeśli jestem proszona o coś, o co - powiedzmy w skrócie - nie powinnam być proszona.
    Z biegiem lat nauczyłam się nie tracić cennego czasu na znajomości, które mnie dołowały, męczyły itp. Ale z drugiej strony są tacy przyjaciele oraz takie znajomości, dla których czas mam zawsze i chce mi się np. zrobić 1100 km w dwa dni, bo trzeba uczcić 40-stkę. Ja się z wiekiem odważyłam po prostu być wybredną ;) Już nie liczy się masa, a wyłącznie jakość.
    PS. Okropnie się boję zgnuśnieć, niestety jednak zauważam takowe tendencje :( Buziole Lucy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, a ja stara i głupia, chciałabym żeby świat był nieco bardziej empatyczny.
      Tak czy inaczej, muszę i ja się tej wybredności nauczyć..

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...