osiem wolnych dni zdematerializowało się w oka mgnieniu.
nadal nie nauczyłam się obsługi programu graficznego, jeden z zaplanowanych do ukończenia szali nie widzi końca, a połowa okien płonie ze wstydu, a mimo to mogę powiedzieć, że nie potrafię odpoczywać.
nie będę się rozwodzić nad tym, co robiłam podczas blogowej absencji, dużo z tego znajdziecie bowiem na instagramie.
poza tym niewiele.
jutro wracam do pracy, ale tak czy inaczej składam jeszcze zamówienia na szydełkowe prezenty bożonarodzeniowe. ale, ale - tylko przez chwilę, bo czas do świąt mija szybciorem. jak tak dalej pójdzie, rodzina zapamięta mnie zapętloną we włóczkę, ale co tam, najważniejsze to sprawić przyjemność tym, których się kocha, lubi, szanuje...
Skąd ja to znam..... ale przecież wolne dni są dwa razy krótsze niż nie-wolne, wbrew nazwie. Ależ ta czekolada fotogeniczna....
OdpowiedzUsuńczekolada czekoladą, ale tło wymiata.
Usuńjak to jest, że w pracy zawsze się dłuży, a dni wolne biegną jak szalone?
OdpowiedzUsuńmnie się w pracy nie dłuży mimo dwunastu godzin
UsuńBardzo mi się podoba zdjęcie numer 1. Na okna płonące ze wstydu uszydełkuj coś fajnego - i będzie po wstydzie. Przy okazji możesz uszydełkować i na moje, bo te to już są kompletnie bezwstydne.... ;-). Lekkiego powrotu do pracy!
OdpowiedzUsuńchyba nie mam tyle cierpliwości, żeby się rzucać na firanki, ale przemyślę to. zaraz po świętach, bo do tego czasu mam ręce pełne roboty
Usuńdzięki, pierwszy dzień pracy minął gładziutko :)