miasto jakoś kiepsko przystrojone, siąpiący deszcz i zacinający wiatr dopełniają odpychającego obrazka, na którego pierwszym planie rysują się zapchane parkingi w okolicach centrów handlowych i korki o każdej porze dnia. w pracy ruch jak na wiejskim bazarze raz w miesiącu. w szpitalach lądują szukający schronienia bezdomni oraz ofiary wypadków drogowych. ochroniarze sklepowi dostają w grudniu wysokie premie za mnogo ujętych sprawców kradzieży asortymentu wszelakiego. ludzie przepychają się w staraniach, żeby zdążyć z wszystkim na ostatnią chwilę nie mierząc sił na zamiary, a przy tym, mocno sfrustrowani, wrzucają sobie nawzajem za kołnierze steki wyzwisk. pieniądze przechodzą z rąk do rąk w tempie zbliżającym się do prędkości światła. ja sama walczę z bólem zęba od półtora tygodnia, nie mam kiedy zrobić zakupów żywnościowych i posprzątać mieszkania. zbliżają się święta? jakie święta?
może to i dobrze, że zasiądę przy wigilijnym stole z zaskoczenia, nie rozmyślając zbyt wiele nad istotą bożego narodzenia. nie jestem wierząca, ale te dwa i pół dnia traktuję jak niespełnioną bajkę o idealne sytuacji rodzinnej, przemawia do mnie klimat bliskości, wzajemnego szacunku, dobroci i zrozumienia. reszta to uwielbienie dla tradycji, które niosą ze sobą mocno pozytywny przekaz. plus prezenty, radość dzieci, nocowanie u dziadków. są rzeczy nie do przecenienia, niezależnie od wyznania, zapatrywań politycznych czy zasobu portfela na uczczenie corocznych wydarzeń. najważniejszy jest moment, kiedy ludzie się jednoczą.
blanka opowiadała niedawno babci, po co jest dodatkowe nakrycie na wigilijnym stole. dała nam tym do myślenia, zaczęliśmy zastanawiać się, co by było gdyby. bo przecież nasze celebrowanie tego zwyczaju odbywało się dotąd na sucho, moja mama machinalnie dostawiała o jeden więcej talerz nie myśląc, że ktokolwiek poza bratankiem może zapukać do jej drzwi. takie rzeczy tylko w erze lub na ckliwych, amerykańskich filmach.
na szkolnej wigilii u małej dorośli łamali się opłatkiem. to miłe, kiedy zupełnie obcy sobie ludzie serdecznie przekazują sobie znak pokoju. to miłe, nic więcej. nie ma głębszego sensu, brakuje kluczowego elementu, który sprawia, że życzenia są dedykowane indywidualnie. mam z tym problem, ciężko mi być akuratną, czyli nieszczerą. nie potrafię, nie chcę klepać banialuków, wolę ich również nie słuchać. różnię się od przeciętnego polaka tym, że mimo braku zainteresowania religią i wyjątkowym natenczas świętem, przeżywam ten czas mocniej i mam większą potrzebę szczerości. bliskości. zaufania.
dlatego, zamiast przedświątecznych życzeń zamieszczam zdjęcia felka - nie skażonego obłudą, dwulicowością i koniecznością funkcjonowania w takim świecie. zdjęcia nieprofesjonalne, bo niedoczas nie pozwala poświęcić mi całego dnia na moment, kiedy dziecko zaśnie, ale i tak satysfakcjonujące. zdjęcia, które niosą wewnętrzną radość z narodzin kolejnego człowieka, w którym można pokładać nadzieje na lepszy świat.
Życzę spokoju , odpoczynku , bliskości :)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia i cudny model :))
Ściskam :*
Jaki Felek cudny! :)
OdpowiedzUsuńSpokojnych więc, Lucy, bez gonitw.