wtorek, 7 października 2014

everyone has a story to tell

czy to w kolejce do internisty, czy to w kolejce podmiejskiej, każdy ma do opowiedzenia jakąś historię swojego życia. trzeba jedynie trafić na zbieg sprzyjających okoliczności i poczuć coś na kształt zaufania do nowo poznanego człowieka. czasami człowiek wychwytuje metafizyczne porozumienie dusz, innym razem odnajduje audytorium do wygłoszenia poglądów, albo - zwyczajnie - znajduje ujście dla bolączek, których nie jest w stanie wyjawić bliskim osobom.

#pkp #tlk #intercity #kolejkawaskotorowa

cóż za banał!

ludzie wcale nie potrzebują głębokiej rozmowy w miejscach przymusowego oczekiwania, choć w wielu poczytnych artykułach zdarzyło mi się trafić na informację, jakoby socjalizacja człowieka uaktywniała się tam, gdzie spowolnienie przebiegu wydarzeń żyje swoim życiem, na które nie mamy wpływu.  
czym innym jest wypełnienie krępującej, wielogodzinnej ciszy. 

nie jestem pewna, czy lubię rozmawiać z przypadkowymi ludźmi mimo, że grzecznościowo i swobodnie potrafię prowadzić konwersację. traktuję takie kontakty jak odskocznię od rozkładania zaistniałych zdarzeń na czynniki pierwsze, przerwę w myśleniu, regenerację kory mózgowej. da się odczuć, że moi rozmówcy robią to z innych pobudek. 
zadziwiający jest ten brak poczucia pewności siebie, który zmusza człowieka do nieustannego mówienia o niczym, albo przeciwnie - do nerwowego wykręcania szyj, byleby nie doszło do próby werbalnej. 
wydaje mi się, że mimo okresowego gadulstwa jestem aspołeczna, jednak to, co obserwuję dość tłumnie na co dzień nieco mnie przeraża. ten brak swobody jednostki wśród przypadkowo napotkanych osób skupionych na niewielkiej przestrzeni to mocno ignorowany przez ogół dramat. lepiej pocić się z gorąca, bo zastana moc ogrzewania wydaje się być bezdyskusyjna, lepiej tkwić w pozycji chińskiego es, byleby nie opuścić swojego bezpiecznego kącika, lepiej nie reagować solo na zaczepki napastliwego gbura, który psuje atmosferę na ładnych kilkadziesiąt minut piętnastu oczekującym osobom.
tak sobie myślę, że moja aspołeczność nie wynika z negatywnego stosunku do ludzkości jako takiej. stanowi raczej odruch obronny przed brakiem kultury, wygodnictwem i bierną agresją. 

po trzech dniach spędzonych w wymagającym, ale mocno pobudzającym towarzystwie, wracałam do rzeczywistości w przedziale pociągu, w którym nie padły żadne słowa poza dzień dobry i dobry wieczór, a jednak atmosfera nie była nadmiernie napięta. takie fifty-fifty pięciu zajętych miejsc plus ja. 
dziewczyna o wielkości twarzy i rysach dziecka niewspółgrającej z mocnym, wysokim ciałem pływaczki przeglądała notatki i robiła odnośniki w kalendarzu. młody, wychodzony gej w modnym outficie i zlęknionej twarzy prowadził sms-ową konwersację z chłopakiem, do którego się udawał. reszta uciekała wzrokiem, wierciła się, próbowała wtopić w tło. 
był to przedsmak powrotu do rzeczywistości - delikatne sugerowanie, że jadę oto do życia, w którym przez osiem godzin będę musiała znosić kurwo-chuje i japierdoleńce, a przez następne cztery kwaśne miny i totalny brak porozumienia na jakiejkolwiek płaszczyźnie. zawodowej, oczywiście.
piszę wobec tego w lekkim oderwaniu od obrazu. 
zdjęcia, które nie miały być publikowane z uwagi na kiepską jakość, stanowią dla mnie często kontrast do otaczającego braku klasy. im częściej spotykam się z chamstwem, tym rzewniej uciekam w rodzinę, samotność i odludne miejsca. takie, jak susiec.







7 komentarzy :

  1. Zauważyłam, że ludzie w Polsce unikają spojrzenia w oczy, uśmiechu na powitanie.
    Patrzą oczami ślepca, aby nie zostać czasem zauważonym...
    Pozdrawiam
    http://www.lucymayday.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej, Sia - ale "te Polskie" tworzą wszyscy, nie tylko ci, "co zostali", też tacy, co byli nie-w-Polsce; jasne, też mam odczucie, że trawa u sąsiada bardziej zielona - że "tam" tak zwani Wszyscy mówili sobie na pożegnanie "życzę miłego wieczoru/popołudnia/weekendu", co naturalnie wywołuje żywszą i bardziej przyjazną reakcję niż ponure spojrzenie spod brwi; czasem nawet niezobowiązującą rozmowę, ze śmiechem niemal szczerym. No ale. Ale. Potem wracamy i dostosowujemy się do tego, jak tu jest. A dlaczego nie na odwrót? Też spuszczamy wzrok, też się nie uśmiechamy. No bo przecież "tu nikt tak nie robi". Wróciłam na stare śmieci, wróciłam do starej roboty - czasami zdarza się robić jakiś obdzwoning po instytucjach współpracujących; z rozbawieniem konstatuję lekkie zdziwienie, zawahanie, kiedy kończę rozmowę życzeniami "miłego dnia!" - ale reakcja zwrotna jest zawsze pozytywna! Tak że tak. Nawet jeśli się nie uśmiechają na powitanie, można ich trochę naprowadzić, nie czekać. Summa summarum, korzyści po obu stronach.
    Lucy, "wymagające"?? Kurde, miało być normalnie, po ludzku, hłehłe i na lajcie, a Ty zaliczyłaś spinę? No chyba, że inne towarzystwo masz na myśli, to wybaczam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. eeee, no bardziej wymagająca jesteś od cztero- i pięciolatków :)
      spina, tfu, tfu, tylko momentami, kiedy nam się równoleżniki z południkami rozjeżdżały

      Usuń
    2. masz na myśli Nową Hutę? Uprzedzałam, że nie ogarniam tej kuwety, mimo całych swych nadzdolności. Nie wywlekaj brudów, ludzi do mnie zrazisz ;)

      Usuń
    3. teraz tym bardziej nie mogę się wypowiedzieć, ale zaprzeczam i dementuję

      Usuń
    4. wszystko jasne. taaaak. zapisuję sobie.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...