piątek, 6 marca 2015

gdy rodzi się nowe życie



kiedy urodziła się moja córka, wyglądałam i czułam się jak zombi: poczochrane włosy, plamy na twarzy, sińce wokół oczu czarne niby węgiel, do tego zgięta wpół sylwetka od ciągnącego szwu. po kilku dobach wysiłku i zmęczenia większego niż sam poród zdołałam jakoś ułożyć włosy i podjąć próbę zatuszowania niedoskonałości, czas wyjść do ludzi. pewnie niewielu zwraca uwagę na przemykający szpitalnym korytarzem zwitek zrolowanych ubrań przyczepiony do faceta dzierżącego nosidełko z dzieckiem, ja zwracam. ilekroć jestem w szacownej specjalistycznej placówce medycznej wzrok mi się wyostrza w ocenie rozmiaru cierpienia pomieszanego ze szczęściem u kolejnych pierwo- i wieloródek. nie każdy nosi w sobie urazę, nie każdy ma naturę wiecznego kontemplatora, ale w naprawdę wielu twarzach zobaczyłam pewien rodzaj odczłowieczenia, którego sama doświadczyłam. 

gdy na świat przychodzi twoje pierwsze dziecko, nie wiesz czego się spodziewać, ale na pewno nie jesteś przygotowana na tak bezduszne traktowanie. wszędzie pracują tylko i aż ludzie, lecz ich uśmiecyh przyklejone na minutę do twarzy na czas obchodu wcale nie muszą świadczyć o ich zaangażowaniu w pracę i niesienie pomocy. zwijając się z bólu i zmęczenia trzydniowym już brakiem snu nie jesteś w stanie wyartykułować swoich obaw, ani zawalczyć o opiekę nie tylko wówczas, gdy odwiedza cię mąż, a położne przychodzą obejrzeć owo zjawisko i ocenić wedle umownej punktacji. ot, taka mała rozrywka na położnictwie. wiesz, że zaraz po jego wyjściu zostaniesz zupełnie sama ze swoimi lękami, a gdybyś nie zdążyła dopaść przycisku alarmującego mdlejąc, możesz być spokojna, że znajdą cię przy okazji przygotowań do kolejnego obchodu. chyba, że sama się ockniesz wcześniej...

siedząc w poczekalni szpitalnej nigdy nie mam przy sobie książki, zatracam się bowiem w odczytywaniu z oczu pacjentów ich nadziei i obaw, traum oraz bezgranicznego szczęścia. zdumiewające, ile można wyczytać z ludzkiej twarzy. 
pamiętam siebie udręczoną bólem porodu, odstraszającą wizualnie i werbalnie, a jednak tęsknię za tymi chwilami, co jakiś czas odtwarzam je w myślach i ubolewam, że pamięć jest taka ulotna. gdybym miała wehikuł czasu, całe dziewięć miesięcy spędziłabym na poszukiwaniu delikatnego w wyrazie i subtelnego fotografa, który zdołałby uchwycić najważniejsze chwile z przygotowań do i narodzin mojego dziecka. nie zrobię już tego, żyję więc wspomnieniami, które w różnej formie kolekcjonuję, jednocześnie żyjąc nadzieją, że kiedyś sama będę mogła stanąć po drugiej stronie barykady i sprawić dozgonną pamiątkę przyszłym rodzicom, sporządzając dla nich reportaż z narodzin. 
póki co mam przyjemność obcowania z kilkunastodniowymi kruszynkami.
to fantastyczne uczucie ekscytacji i obawy, kiedy wchodzisz do nieznanego domu i tulisz maleńką, obcą istotkę, która roztkliwia cię i sprawia, że chcesz ją uwiecznić na zdjęciu - już, teraz, natychmiast. jednocześnie musisz być cierpliwy i delikatny, zadbać o komfort psychiczny mamy i fizyczny noworodka, stworzyć warunki do zrobienia kilku ujęć bez wprowadzania atmosfery ponaglania i dezorientacji. 
masz tylko kilka godzin na zaaranżowanie miejsca do fotografowania, pokierowanie mamą tak, żeby nakarmiła i utuliła dzieciątko bez obawy, że przejmująca je za chwilę obca baba wyrządzi mu krzywdę. musisz pamiętać, że główka jest niestabilna, ciałko się szybko wychładza, potrzeby fizjologiczne realizowane są w trybie niestandardowym i nieprzewidywalnym. wiesz, że życzenia niektórych rodziców są absurdalne i że podążanie za modą umieszczania maleństwa w najróżniejszych kubłach, wiadrach i kaskach strażackich to przemijający styl, z którego nie będą dumni po dwudziestu latach. skręcasz się z prób dyplomatycznego wytłumaczenia, że nie przyłożysz ręki do obróbki zdjęć a'la anne geddes (choć są niezmiennie piękne), ponieważ sama masz dzieci i wiesz, że to nie zabawki, a dosztukowywanie im akcesoriów w postprodukcji to zadanie co najwyżej retuszera, nie osoby fotografującej dziecko.



na szczęście przyciągam ludzi o podobnej wrażliwości na kompozycję i barwy, dla których efekt końcowy sesji jest ściśle związany z namacalnym życiem. 
o sesji z magdą i jej córeczkami jeszcze wspomnę, bo są tego warte!












ps. bardzo proszę nie komentować jakości zdjęć na moim fejsbukowym profilu prywatnym. nie poddaję tam zdjęć ocenie tym bardziej, że mogą one stanowić wybór mamy fotografowanego maluszka, nie zawsze dostaję wolną rękę w zakresie publikacji wizerunku dziecka. niezależnie od tego, że noworodki szybko zmieniają aparycję, szanuję zdanie rodziców, wy również je uszanujcie. 
a o gustach się nie dyskutuje. co innego konstruktywna krytyka, biorąca pod uwagę warunku fotografowania oraz możliwości sprzętowe...





14 komentarzy :

  1. Odpowiedzi
    1. czyli, że się zagubiłam? a przecież śledzisz mnie w google+

      Usuń
    2. był taki moment, że z mojej czytelni zniknął mi twój blog...a z google+ prawda jest taka, że nie umiem korzystac...

      Usuń
  2. moja córcia ma 5 lat, a mi znowu zaczęło się marzyć małe szczęście :)

    OdpowiedzUsuń
  3. cóż... daleko nam jeszcze w tej kwestii do pełni człowieczeństwa. Chociaż, może od jakichś niespełna 14 lat coś się jednak zmieniło na lepsze.....chciałabym w to wierzyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mentalnie niewiele, ale standardy szpitali nieco się zmieniły

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Tak? Czyli mam się spodziewać kontynuacji akcji pt. cichaczem? ;)

      Usuń
  5. Szczęśliwie mam inne doświadczenia, zarówno ze sobą, jak i ze szpitalem. Może wynikało to z tego, że tak mnie już bolało, że miałam gdzieś resztę świata? A może u nas naprawdę ten szpital dość przyzwoity? I małe miasto, ludzie się znają?

    Po porodzie to ja byłam jak nowo narodzona, wreszcie koniec bólu i stresu, tej cholernej ciąży :) Kąpiel, pareo (no dobra, patrzyli dziwnie, ale moim zdaniem nie ma lepszego stroju po porodzie), dzieciak wreszcie tam, gdzie powinien być (w ramionach). Coś tam bolało, ale coś mi dali i było ok (no dobra, apap, ale pomógł). Ale szczerze, jakoś nie staram się tego pamiętać, choć żadnej traumy nie ma. Nie wyobrażam sobie obecności fotografa przy porodzie i bezpośrednio po, dla mnie nic tam mistycznego nie było, zupełnie. Chciałam tylko odpocząć, pobyć z mężem.

    Może trochę zazdroszczę takich doświadczeń? No nie wiem... Dla mnie ten poród to takie... życie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A słyszałam, że w małych miastach służba zdrowia łaskę człowiekowi robi ku chwale socjalistycznej Polski :)

      Pareo? Że też mnie to do głowy nie przyszło. Tym bardziej, że miałam jedynkę i dziwnie mogłyby patrzeć na mnie co najwyżej salowe, ale to swoje kobitki były, bez mrugnięcia okiem zamiatały spod łózka poszatkowane i rozciapane liście sałaty :).

      Nie wiem, może to ja jestem nadpobudliwa i wszystko przeżywam bardziej histerycznie? Ale też widziałam kiedyś świetny, czarno-biały repo (wiadomo, kolorów się tutaj ładnych nie uzyska), bardzo klimatyczny, od momentu przygotowań ubranek do szpitala, przez oczekiwanie w środku nocy na izbie przyjęć po sam poród i łzy szczęścia tuż po. Genialna sprawa!

      Usuń
    2. Dobra, to nie jest szpital, który cieszy się dobrą sławą, raczej odwrotnie, prawda?
      Ale ja nie mam złych doświadczeń, a oddział położniczy naprawdę wygląda dobrze i wszyscy są tam mili i pomocni. No, nie Leśna Góra oczywiście, ale ja nie miewam raczej takich oczekiwań. Po porodzie jakaś położna musiała gdzieś w okolicy porodówki zapalić, bo czułam smród. Drzeć z tego powodu szat nie będę, choć nie powinno tak być. Ale położna też człowiek, a sama paliłam, więc wiem.
      I nie, nie sugeruję, że ludzie mają gwiazdorskie oczekiwania, nie, ja wiem, jak to z reguły wygląda :( Ale wiem też, że czasem personel naprawdę się stara, a pacjentowi i tak nie dogodzi.

      W sumie to zastanawiam się, czemu ja powiedziałabym reportażowi nie. Nie potrafię tego tak do końca zwerbalizować, ale: chciałam być jak najbardziej sama (bez męża), fotograf to jednak osoba towarzysząca, brrr. Nie było to dla mnie jakieś doznanie, raczej proces związany z ciążą niż przeżycie związane z macierzyństwem. I chyba fotografowanie mnie wkurza, nie lubię siebie przed obiektywem.

      Dlaczego histerycznie? To dla Ciebie po prostu ważne. Poza tym możesz mieć rację, bo takie zdjęcia docenia się dopiero po latach.

      Usuń
  6. piękne...
    dopiero teraz dostrzegłam, że Koleżanka również zajmuje się fotografowaniem po godzinach, czyż tak? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czasem uda mi się wcisnąć spust migawki. ty również realizujesz się fotograficznie?

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...