Trzy tygodnie temu, jeszcze przed dwutygodniową walką z grypą, z której póki co ocalałam tylko ja, zasiałyśmy z młodą rzeżuchę. R-z-e-ż-u-c-h-a. Trudne słowo. Trudniejsze niż gżegżółka, bo ta jest powtarzalna, w całości sprzeczna z zasadami. A rzeżucha to podstępne nasienie, najpierw cię otumani początkowym rz, a później daje po średniej nieprzewidywalnym ż. Tak jak w życiu. I jeszcze ci powie: Czyżbym nie ostrzegała? Przecież zdrowa jestem, a nie tylko ładna, a trzeba mnie poznać i polubić, żeby skorzystać z moich walorów. Ot, cała jej uroda.
Z ludźmi jak z rzeżuchą - wyjątkowe zalety kryją się w goryczce. Trzeba się naciąć, przejść swoje, żeby móc zrozumieć i ocenić.