rzeczy materialne, bez których nie potrafię żyć są przyziemne, wartości zaś bywają archaiczne.
moim narkotykiem jest jednak morze w każdej z możliwych konfiguracji popołudniowo-wieczornych.
plaża pozbawiona turystów.sztorm wyganiający za wydmy i gładkie lustro wody.
granie w berka z dzieciakami i leniwe podrygiwanie nóżką.
wielogodzinne spacery z nosem w piasku w poszukiwaniu muszli i bursztynów.
bezruch z kieliszkiem wina w dłoni i miłosne zapasy.
królewskie pikniki z sushi i zwyczajne pogryzanie muffinek na ręczniku.
wiatr wpełzający nawet pod bieliznę.
ot, morze widziane okiem i szkiełkiem.
Lucy, normalnie bez kitu wzruszyłam się tym opisem, prosto i szczerze tak jak lubię. Bardzo się cieszę, że piszesz.:)
OdpowiedzUsuńprosty człowiek prosto pisze.
Usuńi ja się cieszę, że znów jestem, chociaż nie obiecuję regularności w publikacjach.
:*
Jeszcze nigdy nie widzialam sztorku na morzu - a chcialabym!
OdpowiedzUsuńsztorm sztormowi nierówny, skala wrażeń ma więc sporą rozpiętość
UsuńCudowny opis. :)
OdpowiedzUsuńo morze, ojj jak bym tam chciała być
OdpowiedzUsuńPrześlicznie to opisałaś. Brawo!
OdpowiedzUsuńpoetycko - pastelowo - zapachniało morzem...
OdpowiedzUsuńJa też uwielbiam morze w każdej postaci........
OdpowiedzUsuńczytam Twój wpis już trzeci raz i... zaczynam czwarty. magia.
OdpowiedzUsuńPiękne...
OdpowiedzUsuńUwielbiam morze. I sposób, w jaki podeszłaś do tego wyzwania. I ten tekst. I to, że znów można Cię czytać :).
OdpowiedzUsuńBuziak!
...aż się rozmarzyłam ;)
OdpowiedzUsuńteż się rozmarzyłam... o tych spacerach pustą plaża, przy zachodzie słońca i tych miłosnych zapasach :)
OdpowiedzUsuńJak pięknie....aż westchnęłam głęboko, że można tak pisać...
OdpowiedzUsuńbardzo fajny opis i śliczne zdjęcie
OdpowiedzUsuńNo proszę, dopiero jak o tym przeczytałam, to też sobie uświadomiłam, że przecież ja bez morza to się wręcz duszę, a lubię szczególnie, to poza sezonem i sushi też. Moja ulubiona potrawa. Jak ja mogłam pominąć:)
OdpowiedzUsuń