Zatrzymuję się, otulona we mgłę, zmęczona jazdą donikąd. Płuca wypełnia mi zapach torfu, a wilgotne igły zostawiają na mych włosach charakterystyczny aromat.
Kilka kilometrów wcześniej wysłuchiwałam ody do radości w wykonaniu mućki w kolorze toffi, tutaj wzdłuż lasu mignął mi w oddali jeleń, pod nogami przebiegła kuna - jestem na zupełnym pustkowiu, nie licząc zwierząt i męża zajętego ustalaniem pozycji GPS.
Wdycham wolność i nierealność chwili, nic nie muszę, chłonę jedynie klimat posiąkłej jesieni.
Jeśli kiedykolwiek narzekałam na tę porę roku, rzućcie we mnie kamieniem.
Jesień, jak żadna inna, mieni się rozłożystym wachlarzem atrakcji. Właśnie tonę w wilgotnej ciszy mazowieckiej równiny, lecz już za moment zapadnę się w barwnej feerii spadających liści. Natura śpi, bo jest rozsądna i wie, że regeneracja to podstawa prawidłowego funkcjonowania.
Coraz częściej widzę w jesieni siebie - dojrzewa powoli, wydłuża okres moszczenia sobie gniazda przed zapadnięciem w zimowy sen. Jest świeża, życiodajna, nawilżająca, ale też melancholijna i lekko depresyjna. Nie uważam, jak wielu, że kaprysi zmiennością nastrojów, raczej ostrzega przed nieuniknioną zmianą.
Ofiaruje nam grzyby, figi, wrzosy i orzechy. Zasypuje jabłkami. Wyjmuje z szaf piękne koce i kupuje aromatyczne herbaty na klimatyczne wieczory z książką. Zaprasza na lampkę wina w aromatycznej kąpieli.
Urodziłam się w najbardziej ognisty miesiąc lata, ale już nie jestem tą wakacyjną dziewczyną. Świat nieustannie biegnie często pozostawiając nas w tyle z utartymi schematami i sposobami myślenia. Ewoluuje w oddziaływaniu faz księżyca i astrologicznych ascendencji. Nie jestem wierząca (ani w siły wyższe, ani niższe), wolę swój sceptycyzm i możliwość rojenia sobie tego, co estetycznie najmocniej do mnie przemawia. Dlatego też nadal stoję pochłonięta przez mgłę i w duchu cieszę się z poczynionych jakiś czas temu zmian. Zmian przyziemnych, codziennych. Zmian ku lepszemu trywialnemu życiu. Zmian, o których wkrótce.
Ja też należę do tych drugich.Odkąd doceniam dziś i teraz bardziej wszytko chłonę i zatrzymuję do słoików na zapas i zimę :)
OdpowiedzUsuńa wiesz, że to już dojrzałość jako odmiana starzenia się? też tak mam, w piwnicy stoją już: leczo, ajwar, syrop jeżynowo-malinowy i zupa dyniowa :)
UsuńOj stare my ;-) Ja zaczynam przygody z przetworami, ale już mnie to kręci bardziej niczym całonocna impreza ;-)
Usuńmoaa, mamy podobny punkt odniesienia
UsuńLucy i świeczki, nie zapominaj o świeczkach! Jesienią i zimą nie wyobrażam sobie bez nich wieczorów :-)
OdpowiedzUsuńjeszcze nie miałam przyjemności, dzieci były za małe, a my zmeczeni. ostrożności nigdy za wiele.
Usuńna szczęście już nastąpił moment, kiedy mogę pozwolić na więcej.
autumn, come to mummy
candles come to mummy ;-)
UsuńU mnie to jak na cmentarzu ;-)
i want it all, not only candles :)
Usuńna cmentarzu klimatycznie jest, ale nie gadaj, trupa w szafie nie chowasz
Jak pięknie napisane, aż płynęłam z tekstem :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem Twoich zmian :)
tak mi się przypomniało z niedzieli...
Usuńzmiany fundamentalne, aczkolwiek mało błyskotliwe
To dziwne, bo takie melancholijne, momentami wręcz wzniosłe, a jakoś dobrze mi zrobiło… Wiesz - pomyślałam, że nie jestem sama. Dziękuję Ci za to.
OdpowiedzUsuńcieszę się i miło mi, nawet bardzo
Usuń