Nie wiem, co się porobiło z tym moim blogowaniem (pomijając już, że publikuję jak ostatni osioł w piątkowy, przedmajówkowy wieczór). Dawniej strzelałam słowami niczym z kałacha (bywalcy poprzednich adresów z pewnością pamiętają), teraz mi się wcale nieeeee chceeeee. Strzępić języka & Klawiatury.
Pośmieję się i wygadam w pracy, a później jeszcze gdzieś indziej, w domu natomiast już mi się powoli paliwo wytrąca, a o blogu w ogóle zapomnij. Żeby tam jakieś anegdotki czy cuś... phi! Procesor mam dysfunkcyjny, nie rejestruje. Nie to, żeby było nudno i nic się nie działo, przeciwnie - sytuacyjnie i z lekka komediowo, a nawet tragikomicznie jestem nieźle zaopatrzona w wydarzenia bieżące, lecz nie gromadzę ich na zaś.
Tak sobie stałam ostatnio na papierosku o północy z towarzystwem znanym mi tylko z widzenia, trzeźwa jak świnia (choć z konotacjami porannego kacyka), oni mniej (raczej więcej tego mniej), wypadało więc nie zrzucać odpowiedzialności za konwersację na żywe trupy (aczkolwiek mocno rozweselone) i zarzucić coś w kratkę lub podobny deseń. A tu nic, pustostan zupełny, przeciąg pomiędzy uszami. Ja wiem, że się człowiek szybko aklimatyzuje stosownie do sytuacji, ale dotąd byłam raczej odporna na takie mecyje.
Z Wami to tak troszeczku podobnie, jak z tymi nieznajomymi od fajeczki, nieprawdaż?
Żeby nie truć już na samym początku podrzucę Wam kilka linków do poczytania i pooglądania w czasie wydłużonego weekendu, a kto będzie miał ochotę na więcej, po instrukcję obsługi scrolla zapraszam
tutaj.